niedziela, 12 maja 2013

Portfele menedżerów rosną mimo spadku wycen firm

Ostatnio wpadło mi w ręce wydawnictwo "The World in 2013" szacownego The Economist.
Moją uwagę przykuł felieton Nassima Nicolasa Taleba.

Taleb - amerykański filozof i matematyk libańskiego pochodzenia - jest autorem książki "The Black Swan", czyli "Czarny Łabędź", uznanej za jedną z 10 najważniejszych pozycji wydanych po II Wojnie Światowej. Jest to określenie zjawiska niezwykle rzadkiego i niezwykle niszczącego (szkodliwego). Taleb tą niezwykle erudycyjną książką uzyskał status eksperta od kwestii szczęścia, przypadku, rachunku prawdopodobieństwa i zarządzania ryzykiem.

We wspomnianym felietonie Taleb wyjawia swoje 4 wielkie życzenia na rok 2013, które warto tu przedstawić:
1. Wprowadzenie ograniczeń płacowych w instytucjach typu "too big to fail" po bail-oucie. Ma to spowodować, że wiele instytucji będzie unikać stawania się zbyt dużymi.
2. Ograniczenie zarobków osób pełniących funkcje publiczne. Ma to sprawić, że na stanowiskach opłacanych z budżetów państw będą pracować tylko ludzie rzeczywiście zainteresowani służbą społeczeństwu.
3. Menedżerowie - uważa Taleb - powinni współuczestniczyć w stratach ponoszonych przez kierowane przez nich firmy. Tymczasem jest odwrotnie. Taleb przywołuje pewien niezwykle interesujący fakt, który tak naprawdę jest clou tegoż wpisu: w ciągu ostatnich 12 lat inwestorzy działający na giełdach w USA stracili około 2 trylionów USD, a tymczasem menedżerowie zarobili około 400 mld USD.
4. Taleb postuluje również wprowadzenie zakazu używania metody zarządzania ryzykiem zwanej "value-at-risk", a namiętnie stosowanej w wielkich bankach.

Można się zgadzać lub nie z sensownością propozycji Taleba, ale jednemu nie można zaprzeczyć: z systemem wynagradzania menedżerów coś jest nie tak. Menedżer to wynajęty przez właścicieli przedsiębiorstwa specjalista, który ma sprawić, by firma przynosiła przyzwoity zwrot na kapitale i by jej wartość rosła. Nie powinna mieć więc miejsca sytuacja w której właściciele firm ponieśli potężne straty, a wynajęci specjaliści (robotnicy!) mają potężne zyski.

Tylko czy państwo powinno martwić się tym, że właściciele firmy X nie potrafią odpowiednio wynagradzać (karać) zatrudnianych pracowników? Być może Talebowi chodziło tylko o przedsiębiorstwa państwowe - niestety w felietonie nie sprecyzował tej kwestii - a w takim przypadku byłoby to jak najbardziej logiczne.

Oczywiście do przemyślenia w tej materii jest wiele innych kwestii, np. czy aby nie jest tak że jedyną sprawiedliwą (i jakże efektywną) formą wynagrodzenia menedżerów są akcje firmy którą kierują?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz